Podróż UWAGA Zaginęły psy!!! Zwierzyniec w Kampinoskim Boru
Dodaję ten punkt z nadzieją, że może to nam pomoże odnaleźć Chakunę i jej mamę. Obie suczki (są na zdjęciach poniżej) zaginęły w niedzielę, 1 listopada w Izabelinie. Po prostu w niezrozumiały sposób zniknęły. Widziano je tego dnia na ulicach Izabelina, niestety nie tam gdzie my ich szukaliśmy.
Dopisek z 6 grudnia - minęło już 5 tygodni, a po nich ani śladu...
Więcej informacji na www.chey.sla-w.com/galeria/suki.html , tam też można ściągnąć ogłoszenie, jeśli ktoś z Warszawy i okolic chciałby pomóc w poszukiwaniach.
Mam nadzieję, że używając podróży do poszukiwań zaginionych psów nie postępuję wbrew regulaminowi Kolumbera. Jeśli tak, to przepraszam!
Cheyenka to początek, to zawsze. To moja przyjaciółka która już od prawie 10 lat śpi przed moim domem. Jest zawsze obecna w moim sercu, czuję ją blisko nas tylko niestety, nie pamiętam już jej malamuciego gadania.
Cheyenka prócz miejsca w naszym życiu zajęła też ważne miejsce w rodzinie polskich malamutów, bo była pierwszym malamutem - interchampionem i najbardziej utytułowanym malamutem w Polsce przez cały ten okres kiedy jeździłyśmy na wystawy. A jeździłyśmy również za granicę i to były fantastyczne wspólne wyprawy. Byłyśmy razem w Tulln, na Słowacji, w Czechach, na Litwie. A także podróżowałyśmy po Polsce, bo dla nas każda wystawa to była okazja ciekawej wycieczki.
Przeżyłyśmy razem tylko 5 lat i to były bardzo ważne lata w moim życiu. Kiedy ktoś mnie pyta, ile mam psów, mówię zawsze - cztery, a piąty w Psim Niebie... Ale i tam Cheyenka spełnia ważną rolę - wokół niej skupiają się te psie duszyczki, za którymi ktoś tęskni...
Szonka, Shawnee, to taka nasza baba jaga. Dała nam popalić za młodu! Nie znosi innych suczek, potrafiła staczać wojny na śmierć i życie. Z Cheyenką tłukły się dopóki się ich nie rozdzieliło, nie mogły nawet widzieć się przez siatkę.
O żadnych wystawach nie ma mowy, ani uroda, ani charakter:) Ale za to w zaprzęgu na swoich krótkich łapkach ciągnęła doskonale!
Na starość zrobiła się dużo spokojniejsza, choć cały czas lepiej ją izolować od innych suk. Jej cel życia to jedzenie.
Scotty to Biscuit w rodowodzie, a Biscotto w domu swojej mamy (choć od dawna jest głównie Misiaczkiem). Przywiozłam go pociągiem ze Słowenii, dokąd przyjechał z Bolonii ze swoim hodowcą. Miał wtedy 2,5 roku, był duży, ale doświadczenie życiowe miał żadne. Całe swoje dotychczasowe życie spędził na podwórku, nie umiał chodzić po schodach, nigdy nie był w domu ani chyba też poza podwórkiem. Wszystkiego musiał się nauczyć. Również bliższego kontaktu z człowiekiem...
I nauczył się, ekspresowo. Kiedy go poznałam, przeraziłam się, jak będziemy razem żyć skoro on nie chce pieszczot, nie zna smakołyków, nie umie się bawić. Bałam się eż bardzo, jak zniesie podróż pociągiem z całkiem nieznaną sobie osobą, w nieznanym miejscu. Musiał mieć na pysku kaganiec, ale ja drapałam go przez ten kaganiec pod brodą i to mu się wyraźnie spodobało. W ciasnym przedziale austriackiego pociągu stwierdził w swoim malamucim móżdżku (my zawsze mówimy, że jest to Miś O Bardzo Małym Rozumku...) że od tej pory jesteśmy zdani na siebie. I tam też uznał, że choć nie wiedział, co to pieszczota, to jest to coś co takie Misie lubią najbardziej...
Pokochał pieszczoty, nauczył się wspólnych zabaw i wygłupów, pracował w zaprzęgu, wygrywał na wystawach, stał się głową psiej rodziny (nie zauważył, że tylko głową, bo szyją były zawsze suki...). Dziś ma już 12 lat, rozumek mu się nie powiększył, i dalej jest naszym ukochanym Misiaczkiem. I wszyscy, łącznie z sukami i kicią staramy się nie wyprowadzać go z przekonania, że jest macho - a co tam, niech się cieszy:)...
Shilah przyjechała do nas z Danii. Przybyła, kiedy już po odejściu Cheyenki udało mi się przezwyciężyć głębokie postanowienie "nigdy więcej" i przeszłam do fazy "kiedy wreszcie". Miała urodzić się w Neapolu, miała być córką Erasmo, ale nie wyszło. Nie miałam już siły czekać, znalazłam Shilę.
Nie spełniła oczekiwań wystawowych, nie była drugą Cheyenką, to po prostu nie jest możliwe. Ale jest naszą Shilką, naszym ADHD, kombinatorką, uciekinierką, Uszakiem. Wychowała dwukrotnie dzieci, jedną córkę wychowuje do dziś.
Jest fantastyczną biegaczką, ma nogi jak sarna (a uszy jak teleskopy:). Potrafi uciec górą i dołem, zmusiła nas do zrobienia podmurówki i zasieków. Kiedyś uciekła i nie było jej 5 dni - to były bardzo długie dni... Na szczęście od dawna już jej się nie udaje uciekać - nie bez naszego wkładu pracy...
Potrafi też zdobywać pożywienie - ściągnąć ze stołu czy blatu, to każdy malamut potrafi, ale ona potrafi wyciągnąć kurczaka z rosołu, otworzyć piekarnik w którym jest coś do jedzenia...
Z Shilką życie jest bardzo ciekawe:)
Chakooh to córka Shilki. To spełnienie moich marzeń o suczkach które żyją w zgodzie. Po konieczności stałego izolowania Cheyenki i Szonki te dwie suczki dają mi wreszcie tę satysfakcję. Oczywiście, zdarzają się jakieś kłótnie, czasami nawet jakieś zadraśnięcie, ale w każdej rodzinie czasem dochodzi do wymiany zdań. Jednak zawsze później potrafią się pogodzić i wylizują sobie nawzajem rany.
Chakooh urodziła się w naszym domu, choć nie dała mi tej satysfakcji żebym mogła powiedzieć, że urodziła się w moje ręce, jak wszystkie inne moje psie dzieci. Myślałam, że to już wszystkie dzieci Shilki, posprzątałam, nakarmiłam mamę i poszłam spać. Zostawiłam moim ludzkim dzieciom kartkę - mamy 2 suczki i 4 pieski. Kiedy obudziłam się po 2 godzinach, powiedziały mi - mamo, pomyliłaś się, są 4 suczki! I wśród tej dwójki urodzonych pod moją nieobecność była własnie ona...
Chakooh jest nietypowym malamutem. Zależna od człowieka w 100%. Zapatrzona w ludzkie oczy, czekająca na sygnał. To mój jedyny malamut z którym chodzę po lesie bez smyczy. Właśnie wczoraj dwukrotnie ją przywołałam gdy pobiegła za sarną. Co nie znaczy, że dziś jak zobaczy sarnę, to do mnie wróci. 100 % dla malamuta to trochę mniej niż dla nas...
Karmelek, czyli Carmela, przybyła do nas jako małe kocie nieszczęście. Urodziła się w piwnicy. Panie, zajmujące się piwnicznymi kotami wypatrzyły w czyjejś piwnicy kociaczki. W tajemnicy, bojąc się aby właściciel piwnicy nie zrobił im krzywdy, dostawały się tam po drabinie, dokarmiały, leczyły.
Kocięta miały koci katar, chore oczka. Carmela miała zrośnięte powieki jednego oczka. Kiedy przyjechała do nas, miała ze sobą zalecenia od najlepszego okulisty weterynaryjnego, gdzie zawiozły ją te dobre panie. Zapłaciłam za nią złotówkę na szczęście. Szczęście bardzo jej było potrzebne - jej rodzeństwo w większości nie przeżyło.
To miał być Karmelek, ale okazała się być koteczką. Kiedy przyjechała do nas, byla w prawdziwej depresji. Leżała nieruchomo jak koci noworodek, choć miała już 2 miesiące. Jadła w ukryciu, kładła się na twardym, miękkiego się bała. Dała nam popalić, bardzo długo siusiała gdzie popadło.
Ale dziś Carmela jest kochaną, miłą koteczką. Nie wie do czego służą pazurki. Żyje w zgodzie z malamutami, z ludźmi, przychodzą do niej koty z sąsiedztwa, choć jest wysterylizowana. Nie przepada za byciem na rękach, wyrywa sie, ale nigdy w całym swoim kocim życiu nie użyła ani jednego pazura...
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
One mogą być absolutnie wszędzie, nie tylko blisko. Podejrzewam, że ktoś je wywiózł gdzieś, bo jakby były blisko, to by wróciły, lub też ktoś by nam dał znać że u kogoś się takie dwa psy pojawiły. Więc szukamy ich w każdym miejscu w Polsce. Za kciuki bardzo dziękuję, wierzę, że jeśli dużo ludzi czegoś chce razem, to to się spełni...
-
W mojej okolicy raczej Twoich psiaczków nie znajde ,bo zbyt duża odległość ,ale trzymam kciuki.
-
przepraszam......łajzy jedne....żeby wiedziały jak się martwisz......
-
Dalej ich nie ma:(((
-
Sławko miałaś świetny pomysł, masz przyjaciół wszędzie. Ja będę sie rozglądać w mojej okolicy. Niech inni też tak zrobią. Wspólnie znajdziemy je.
-
rozumiem...
-
ja wiem, wiem...
tylko jak dostałam pierwszego plusa za uaktualnioną tę podróż ze zmienionym tytułem i prośbą o pomoc, to mnie jakoś tak zakłuło... rozumiesz...
A działanie - już mi trochę pomysłów brak... -
..bo co więcej mogę zrobić? :(
-
a czy mówię że zrobiłaś to dla plusów? Skąd wiesz, czy nie dałem plusa za działanie, inicjatywę?
-
Im zima nie przeszkadza. Ale one z pewnością są gdzieś zamknięte, bo jak nie, to by wróciły na jedzenie chociażby.
Kuniu, ja tego nie zrobiłam dla plusów, tylko żeby pomóc w poszukiwaniach... -
Ehhhh.... Dziwna sprawa...
Oby się jak najszybciej znalazły, zima idzie...
Też trzymam kciuki!!!
W te strony raczej nie zawędrowały, daleko... -
Dziękuję, dziewczyny... Kciuki i dobre myśli bardzo potrzebne.
-
Slawannko, daj znac jak tylko sie odnajda !
Trzymam kciuki,zeby sie udalo . -
o jejku, naprawdę bardzo, bardzo współczuję!!! tak mi przykro... :(((
sławanko, trzymam kciuki, wierzę, że się znajdą! niestety, nie mogę pomóc w poszukiwaniach, bo od okolic warszawy dzieli mnie kilkaset kilometrów... ale wysyłam dobre myśli i ściskam mocno! -
Pechowa dla nas ta jesień... Karmelka nie ma od miesiąca, a od niedzieli szukamy suczek:(
-
Carmeli nie ma, wyszła kilka dni temu przed dom i nie wróciła! :( Carmelku, wracaj, czekamy!
-
Kochasz te pieski ;] pozdrawiam ;}
-
oh, jakie cudne psiaki:)
I kicia też urocza -
hoho hojność:)
-
Sławo, dziękuję za wizytę i hojnośc ;-)
-
Znalazłam pudełko ze zdjęciami, więc kilka zdjęć wymienię na lepsze wersję i sporo dorzucę, w wolnej chwili:)
-
Jakość i technika są tylko jakością i techniką. Najważniejsze są emocje. A na tych zdjęciach - chociaż skanach sprzed lat - widać prawdziwą odwzajemnioną miłość i szczęście pięknych zwierzaków i ich opiekunów :):):)
-
Piękny ten Twój zwierzyniec :)
-
Agnieszko, dzięki:). Tak sobie pomyślałam, że dużo Kolumberowiczów lubi nie tylko piękne podróże, ale też zwierzaki, więc postanowiłam się podzielić:)
-
Jeśli tak, to zajrzyj może na www.chey.sla-w.com/galeria :)
A co do zdjęć, oczywiście, że są jakie są, część to skany sprzed wielu lat, kiedy do internetu nie można było użyć pliku większego niż 10 kb, a zdjęcia też marniutkie. Ale niech mi tu kto się ośmieli mówić o wartości technicznej tych zdjęć! Tutaj, na tej niby "podróży" jest to zabronione-:) -
Piękne zwierzaki, piękna miłość, piękny tekst...po prostu pięknie Sławo :):):)
-
no może wybitne nie są, ale to nie o to chodzi. przede wszystkim - wspaniałe jest to, że podzieliłaś się z nami swoja rodziną... ;)
po drugie - cóż. kiedyś zapowiedziałam mojemu otoczeniu, że na starość zamierzam zwariować (jeszcze bardziej), wynieść się do lasu i jeździć psim zaprzęgiem!
może to trochę tłumaczy moją ekscytację ;) -
ja tu jeszcze jakieś zdjęcia z pewnością dodam, po troszkę. Zgubiłam pudełko ze zdjęciami moich psów, to co tu dałam, to jakieś marne skany pałętające się po dysku:)
-
no, to super! Błogostan:)
-
śliczne paskudy!
kurcze... muszę się uspokoić... podniosłaś mi poziom... nie wiem czego, chyba endorfin ;))) -
No co ty, paskudy!
-
śliczności!!!
slawannka
Punkty: 146741
- 39 podróży
- 5811 zdjęć
- 6182 komentarze